Złoty pociąg i takie tam
Strona główna » Złoty pociąg i takie tam
Nie wiem czy "złoty pociąg" - o którym ostatnio głośno - istnieje, ale na pewno stanowi on złoty interes dla turystyki w zapomnianym Wałbrzychu. I dobrze, bo miasto pięknie położone między górami, w pobliżu uzdrowiska Szczawno-Zdrój, i na turystyce mogłoby zarabiać krocie. Tyle, że jakoś tak zawsze się dziwnie składało, że pieniądze pakowano tam w przemysł, a kiedy już on upadł, pozwolono na podupadanie miasta i jego wyludnienie, zamiast się "przebranżowić". Skutkiem jest zbyt mała sieć dróg rowerowych, ciekawych ścieżek pieszych, brak profesjonalnych punktów widokowych, o gastronomii na szlakach w ogóle lepiej nie wspominać. Podobnie jak o parkach linowych, trasach narciarskich, itp. Mam więc szczerą nadzieję, że Wałbrzych dobrze wykorzysta swoje pięć minut w mediach i przekuje to na dłuższe zainteresowanie rejonem, całym, a nie tylko zamkiem Książ, na którym dla większości turystów rozpoczyna się i kończy wycieczka do Wałbrzycha. Może w końcu ożyje rynek i po godzinie 18stej człowiek nie będzie na nim odosobnionym egzemplarzem. Może też więcej osób dostrzeże bardzo malowniczą trasę kolejową do Kłodzka? Tam też są tunele :)
A ja tymczasem siedzę i kalkuluję na co - po wydatkach wakacyjnych - mogę sobie pozwolić. Uwielbiam jesień i podróże w tym czasie. Te kolorowe drzewa, liście szeleszczące pod nogami, barwne krajobrazy, a nawet miasta. Trzeba się nacieszyć tymi widokami przed jałową w ostatnim czasie zimą, w której zamiast bieli dominuje szarość. Chętnie bym się spakowała i pojechała, choćby do Wałbrzycha - tam jesień można podziwiać w całej krasie dzięki porośniętym lasami górom. Muszę tylko przekalkulować ile kasy mogę na to przeznaczyć (o ile w ogóle). Jak zwykle po wakacjach, moje oszczędności stopniały. Stanę więc pewnie na początku października przed dylematem: wycieczka czy meble systemowe do pokoju syna. Wycieczka zapewne wszystkich by ucieszyła i odprężyła, meble zaś to wydatek na lata, też cieszący, choć oczywiście w inny sposób. Taki klasyczny dylemat: mieć (meble) czy być (gdzieś w interesującym miejscu). Oczywiście można go rozstrzygnąć kupując meble i wybierając się gdzieś w plener w weekend, choćby na jeden dzień, ale... No chyba, że w tym czasie byłyby grzyby. Uwielbiam chodzić po lesie i zbierać grzyby, choć nie przepadam za ich czyszczeniem, ani w ogóle za ich jedzeniem. Jestem trochę jak taki wędkarz, który lubi łowić ryby, ale czyścić, patroszyć i jeść je musi już rodzina; ewentualnie znajomi. Tak czy inaczej z tymi wydatkami nie jest tak źle - wakacje obyły się bez debetów, wydatki szkolne już odfajkowane. Tylko na przyszłość trzeba dobrze liczyć, żeby tę tendencję utrzymać do końca roku. Jeśli chodzi o prezenty pod choinkę, to ze względu na to, że rodzina duża, kupuję je już od października. To pomaga rozplanować rozsądniej wydatki, nie powoduje "o mój Boże skąd ja mam na to wziąć" przed świętami, no i unikam wtedy bieganiny i kupowiania czegokolwiek tak aby każdy coś dostał. Jest czas na zastanowienie się, rozważenie potrzeb, chciejstwa i możliwości finansowych. Wtedy przed świętami zostają już tylko przyjemne aspekty gastronomiczne i nieprzyjemne zaganianie rodziny do pomocy w sprzątaniu :) Ale to jeszcze czas. Dość długi czas, bo jeszcze w końcu mamy lato, mimo że za oknami przez suszę liście lecą z drzew i mimo że wieczorami trzeba już zakładać bluzę (na szczęście ze względu na temperaturę, a nie komary).
A zatem, miłego końca lata. Proponuję wyskoczyć jeszcze na jakieś dożynki, bo to jeszcze tydzień - dwa i sie skończą, a szkoda, bo wiele atrakcji w tym czasie organizują gminy.